poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Od Keyi C.D Violett


Wiatr musnął moje włosy od strony tylnej głowy, tak, że teraz moja grzywka opadła na własne powieki. Niósł on słowa Violett do moich uszów z wielką dokładnością, niczego nie pomijając.
Moje oczy w jednym momencie zaczęły się szklić, a mój oddech stał się mniej regularny. Wszystko co powiedziała dziewczyna wytworzyło w tym momencie własny obraz, a moje myśli krążyły wokół opisanego wydarzenia. Poczułam jedynie jak ciepła łza dokładnie wędruje przez mój rozgrzany policzek, pozostawiać po sobie namacalny ślad. 
- Dziękuję ci za propozycje. Jeżeli chcesz wypróbować na mnie swoje umiejętności to, czemu by nie? Chętnie ci pomogę. – jej głos był cichy, ale wyraźnie go słyszałam. – Czy coś się stało?
Nagle poczułam uścisk na ramieniu, nadal nie mogąc nic powiedzieć. Przytaknęłam jedynie głową i wytarłam pospiesznie niechcianą łzę. 
Coś we mnie się obudziło i właśnie zdołało się uwolnić. Czy to był ból, czy może smutek nie potrafię stwierdzić. Odwróciłam się ku towarzyszce i posłałam jej bardzo delikatny uśmiech. 
- To nic takiego – machnęłam ręką, czując jak cofa własną. – To straszne. Cała ta historia. 
Violett jedynie skinęła głową i wróciła do oglądania gwiazd. Każdy z nas coś traci, coś bardzo ważnego. Albo kogoś jak w obu naszych przypadkach. Byłyśmy tak różne, ale jednocześnie tak podobne. 
- Dziękuję. Przyda mi się mały trening. – odpowiedziałam w końcu na zadane wcześniej pytanie. 
- Nie ma za co. – posłała mi uśmiech. 
Ten jednak był całkowicie inny od tych pozostałych. Coś się zmieniło. 
- Też miałam takiego nauczyciela… - szepnęłam, wracając wspomnieniami do odległych czasów. – To on nauczył mnie korzystać z własnych mocy. Moje jedyne oparcie w tamtym czasie. Ktoś kto oddał mi swoją miłość. 
Przerwałam, marszcząc czoło i gniewnie spoglądając na iskrzące się gwiazdy. 
- A potem znikł, jakby go w ogóle nie było. – wzruszyłam ramionami, znów obojętniejąc. – I szczerze? Nienawidzę tego, że w moim sercu pozostała jakaś nadzieja. Tego, że tak trudno zapominamy. 
Zaśmiałam się gorzko. Księżyc spowijał teraz rzekę przed nami, w pełni ukazując swoje okrągłe kształty. Wiatr bardzo ostrożnie głaskał powierzchnię wody, jakby była czymś kruchym i wręcz niedotykalnym. A pośród tego my – grzeszne istoty spowite bólem i cierpieniem. 
- Nadzieja… - powtórzyła za mną, a ja zwróciłam ku niej swój wzrok. 
Wyglądała w tym świetle tak pięknie i niewinnie. Nie mogłam uwierzyć, że była żołnierzem. Tak czysta i świetlista osoba jak ona. W takich momentach żałowałam, że zasłałam przyjść na ten świat. - - Wszystko byłoby prostsze, gdyby nie było uczuć. – westchnęłam. – Tęsknisz za nim? Masz nadzieje jeszcze go zobaczyć?
Wypowiadałam te słowa ostrożnie i cicho. Być może sama chciałam wierzyć, że powrót dawnych czasów jest możliwy. Może chciałam usłyszeć, że nie jestem jedyną osobą, która czuje się przez życie skrzywdzona. Dlaczego tak uparcie dążę do bycia najlepszą? Dlaczego nie mogę przestać czuć i po prostu z nikim nie rozmawiać? 
Przeważnie udawałam bycie miła, jednak kiedy pojawiła się ta dziewczyna coś się zmieniło. Coś czego nie chciałam zaakceptować. Łatwiej było mi żyć jako ta wredna. 
Dotknęłam delikatnie jej dłoni w geście wsparcia. 

Violett? :> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz