Niby te głuche telefony to żart jakiś miał być, ale mi się wierzyć za bardzo nie chciało. Znam Keye prawie cały jeden dzień i jakoś wierzyć mi się nie chciało. Miałam tylko nadzieję, że nic jej nie zagraża.
Naszą pogawędkę końca nie miała, ale skończyć się wreszcie musiała. Nadszedł czas, aby Keya wróciła do domu. Była późna godzina, jednak dziewczynie to chyba nie robiło żadnego problemu.
Posprzątałam filiżanki oraz miseczkę po ciasteczkach. Yuki spał, ale gdy tylko położyłam się do łóżka, on przyszedł do mnie. Jego tygrysica instynkt zawsze wiedział, kiedy jest odpowiednia pora, aby wejść mi do łóżka.
Ranek. Obudziłam się kilka minut tuż przed tym, jak miał budzić mnie budzik. Wstałam od razu z łóżka i zaczęłam się przygotowywać do szkoły. Będąc całkowicie gotowa, od razu ruszyłam.
Coś chyba było nie tak ze mną, gdyż nie mogłam się doczekać spotkania z Keya. Rozmowa z nią sprawiała mi przyjemność i dawała takie z siebie ciepło czy jak bym miała to opisać.
Na drugiej przerwie zauważyłam Keye, która wpatrywałam się w uczniów, którzy byli w grupach. Nie wiem dlaczego, ale z jej wzroku wyczytać nawet i zobaczyć można było zazdrość.
- Cześć. - przywitałam się z nią.
- O, hey! - odpowiedziała. Podeszłam do niej i usiadłam tuż obok niej, gdy ta wskazała mi gestem ręki, abym podeszła do niej. Dostałam jedną z kanapek, jakie to przyniosła dzisiaj ze sobą na śniadanie rudowłosa. Przyjęłam jedna z nich.
- Wiesz co - zaczęła, a ja zwróciłam na nią swój wzrok. - Może pójdziemy po szkole razem poćwiczyć? Tylko my dwie, przyjacielski sparing.
- Jasne, czemu by nie - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem na twarzy.
- To super! - chyba się z tego ucieszyła.
- Keya... - zaczęłam.
- Śmiało pytaj się - rozpogodziła się dziewczyna.
- Dlaczego patrzyłaś na wszystkich ze zazdrością? - zapytałam się wprost.
<Keya?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz