Bardzo mnie cieszył fakt, że zyskałam kompana do treningów. Może nawet pozwoli mi ćwiczyć moje wędrowanie. To by na pewno pomogło w moich aktualnych brakach.
- Keya, jeżeli będę dla ciebie nieznośna... czy mogłabyś wtedy mi to powiedzieć? - dopowiedziała uważnie mi się przyglądając.
Zaskoczyła mnie. Przez ułamek sekundy przez myśl przemknął mi pomysł, że może moje zachowanie jej to sugeruje. Po jej lekko zmartwionym wyrazie twarzy wywnioskowałam, że wyglądam teraz co najmniej dziwnie. Wyczekiwała odpowiedzi, a ja zwlekałam, tak jakbym właśnie przytaknęła, iż jest nieznośna. Tak jednak nie było.
- J-jasne. - przygryzłam nerwowo wargę. - Ale myślę, że to ja powinnam Ci mówić takie rzeczy. Jednak nie myśl, że jesteś dla kogoś nieznośna.
Zaśmiałam się, opierając łokcie o stolik i kładąc podbródek na swoje dłonie.
- Każdy czasami jest nieznośny. Ja tak samo. - mówiła łagodnie, więc jeszcze szerzej się wyszczerzyłam.
- Musiałabyś być wredną suką, a taka nie jesteś. Po prostu jesteś szczera. A ludzie stają się nieznośni, kiedy komuś przeszkadza prawda.
Wzruszyłam ramionami, nabierając na widelec kawałek gołąbka w sosie pomidorowym. Doprawdy cudne danie.
- Chyba masz rację. - jej kąciki również uniosły się do góry.
Nadal nie umiałam określić swoich uczuć wobec tej dziewczyny, ale poczułam, że może być moim oparciem. Kimś komu rzeczywiście nie pożałuje okazując zaufanie.
W powietrzu unosił się bardzo przyjemny zapach kawy, herbaty i jedzenia tak dobrego, że mogłabym tu już zostać i tylko jeść. Ludzi wyglądali na spokojnych i tak bardzo obcych. Czasami, w takich chwilach jak teraz, ukazywała się moja empatia. Widziałam w ich twarzach smutek i chciałam im pomóc. Chciałam, aby wszyscy byli szczęśliwi. Nawet jeśli sama nie umiem wieść takiego życia.
- Chyba muszę się zbierać, brat chce się spotkać. - mlasnęłam zdegustowana, patrząc na ekran telefonu, który właśnie wydał z siebie dźwięk. - Mam pomysł! Jutro wieczorem ma być czyste niebo i dobre widoki na gwiazdy. Może masz wolny wieczór?
Wytarłam usta serwetką, odsuwając nieco talerz i zostawiając daną sumę obok.
- Czemu nie. - przytaknęła.
Klasnęłam w ręce, oblizując usta.
- Przyjdę po Ciebie wieczorem . - wstałam i zasunęłam za sobą krzesło.
Violett odpowiadała pora i miejsce spotkania, więc nie pozostało mi nic jak wyczekiwać jutrzejszego dnia.
~ następny dzień - wieczór ~
Przykucnęłam, czekając na Violett, która jeszcze się zbierała. Patrzyłam teraz na jakiegoś robaczka, który usilnie próbował przekręcić się na brzuch. Wyglądał już na zmęczonego jednak nadal próbował. Usilnie chciał przeżyć.
Bardzo ostrożnie i z lekkim obrzydzeniem mu pomogłam, a ten migiem zniknął w krzakach obok.
- Ślicznie wyglądasz. - wstałam, patrząc teraz na dziewczynę, która stanęła obok.
- Dziękuję. - jej sukienka lekko pofalowała.
Broszka bardzo do jej obecnego ciucha pasowała.
- Bałam się, że przyjdą chmury, ale jednak się udało.
Zatarłam ręce i obie ruszyłyśmy. Ja prowadziłam z racji tego, że to ja wybierałam naszą miejscówkę. Dość szybko się w niej pojawiłyśmy i obie leżałyśmy obok na grubym kocu, patrząc na piękne nocne niebo.
Przez chwilę panowała przyjemna cisza, która wcale nie należała do tych nieprzyjemnych. Po prostu wystarczyło nam własne towarzystwo.
- Major.. nie żyje, prawda? - wyciągnęłam ręce ku mieniącym się na niebie punkcikom. - Może udałoby mi się go spotkać i... znów byście się spotkali.
Nie wiedziałam czy tak na prawdę należy do żywych, ale coś czułam, że tak nie jest. To były moje czyste spekulacje. Moja intuicja zawsze potrafiła mi pomóc przewidywać i tak było też tym razem. Czułam i widziałam, że kiedy o nim wspominałam wracały bolesne wspomnienia.
- Przepraszam. Nie powinnam była... - zacisnęłam pięść i wróciłam dłoń na piesi.
Violett?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz