Uczucie bólu rozprzestrzeniło się po całym ciele. Bardzo powoli, jakbym bała się sparzyć, uniosłam powieki pozwalając jasności dogłębnie mnie przeszyć. Jęknęłam, próbując wyprostować kręgosłup i przekręcić głowę.
Mój wzrok spoczywał teraz na firance, która kołysała się niespokojnie na wszystkie boki. Wiatr głaskał ją z każdej strony korzystając z możliwości dotknięcie tego tworu.
Przeniosłam wzrok na sufit. Wszystko tutaj było jasne i drażniące wzrok. Zasłoniłam dłonią oczy, zostawiając między palcami małą szparę. Wtedy zauważyłam też, że zostałam przypięta do kroplówki. Albo ona do mnie, nie wiem czy jest zbyt duża różnica.
Boli. Potwornie boli.
- Lekarstwa. – oschły kobiecy głos spowodował u mnie lęk. – Jak się czujesz?
Chociaż chciałam o własnych siłach się podnieść, nie dałam rady. Na początku nie miałam pojęcia kto to jest, ani co ja tu robię. Kiedy mój wzrok pozwolił dokładnie przeanalizować jej strój oraz tutejsze wystrojenie byłam już pewna, że znajduję się w Sali szpitalnej.
- Chyba w porządku. Jak długo spałam? – szepnęłam.
- Wystarczająco długo. Cztery dobry. Zaraz pojawi się tutaj lekarz. – podała mi moją dawkę i znikła nie przejmując się moją osobą.
Czułam, że właśnie zostałam potraktowana jak zwierzę, które w ogóle nie ma prawa bytu. Ale dlaczego mnie to przejęło?
Zdobyłam się na westchnięcie. Wzięłam w słabe dłonie kubek z wodą i powoli połknęłam każdą tabletkę. Jeszcze nie bardzo mogłam sobie przypomnieć co się właściwie stało.
Odłożyłam pustą szklankę, próbując ponownie zmienić pozycję. Udało się tylko w małym stopniu unieść do góry własne ciało, a ból już ponownie się ujawnił. Przeklęłam pod nosem.
W tej sali leżałam jedynie ja, nie było nikogo innego. Spojrzałam pod kołdrę, aby dokonać oględzin własnego ciała. Na moich ustach malował się niesmak, widząc jak źle wyglądam. Moje wcześniej jasne nogi pokrywał teraz brzydki fioletowy odcień siniaków. Mój brzuch wcale nie wyglądał inaczej, a po dokładnym sprawdzeniu twarzy byłam pewna, że wyglądam jakby ktoś nadmuchał moje policzki i oczy. Jęknęłam z zażenowaniem i zamknęłam oczy. Próbowałam sobie przypomnieć powód z jakiego się tu znalazłam.
- Nazywam się Hinata i jestem tutaj lekarzem. Jak się Pani czuje? Pamięta pani jak się nazywa? Jak się tutaj znalazła? – do Sali wszedł wysoki i dobrze zbudowany mężczyzna.
Dokładnie go zilustrowałam, spod przymrużonych powiek. Skąd się biorą tacy przystojni lekarze?
- Keya Tabuchi – w pełni podniosłam powieki, zawieszając wzrok na własnych dłoniach splecionych teraz na piersiach. – Ale nic nie mogę sobie przypomnieć…
- Rozumiem – jego głos wskazywał, że nad czymś się zastanawia. – Przyniósł Panią…
- Proszę mi mówić po imieniu. – uśmiechnęłam się, spoglądając w jego ciemne oczy. Odwzajemnił ciepły uśmiech i przytaknął.
- Pewien mężczyzna Cię przyniósł i poprosił o opiekę. Powiedział, że znalazł Cię w rowie nieopodal skraju lasu. Ma również przyjść i Cię odwiedzić, sama zobaczysz kto to.
Zmarszczyłam brwi. Można tak po prostu bez tłumaczenia się zostawić w szpitalu obcą osobę? I dlaczego w ogóle podał się za anonimowego skoro ma przyjść mnie odwiedzić. No naprawdę nie rozumiem.
- Jak się nazywał? – przybrałam chyba zbyt oschły ton głosu, bo siedzący obok mnie mężczyzna lekko się wzdrygnął.
- Prosił żebym nie mówił, ale spokojnie. To nikt groźny. Policja go sprawdziła. – odpowiedział z zakłopotanym wyrazem twarzy. Westchnęłam i na tyle na ile mogłam wzruszyłam ramionami.
- Dziękuję. – rzuciłam kiedy wyszedł. Był naprawdę miły i troskliwy. Może właśnie dlatego został lekarzem. W każdym razie nie miałam wątpliwości, że się do tego nadaje.
Nagle poczułam zawroty, a głowa bolała niemal jakby chcąc wybuchnąć. Zaciskając dłonie na własnych włosach, skuliłam się przykrywając kołdrą.
Potworny krzyk rozległ się niesiony przez silny wiatr. Moje oczy wypełniały łzy tak gorzkie, że sama byłam zdziwiona. Przede mną stała dziewczyna o krótkich czarnych włosach i przenikliwych oczach. Wyciągała ku mnie dłonie, ale ja je odrzucałam. Za każdym razem z impetem w nie uderzałam nie chcąc je do siebie dopuścić. Wrzeszczałam, ale odbijający się od betonu deszcz to zakłócał.
W pewnym momencie upadłam i zdołałam tylko zacisnąć pięści, chowając się pod własnymi włosami.
Czarnowłosa również uklęknęła i uniosła moją twarz ku swojej, lekko się uśmiechając. Płakała tak gorzko jak ja. Była mniejsza i o wiele drobniejsza. Jednak śliczna. Tak bardzo śliczna…
- Dziękuję… - szepnęła zbliżając swoje mokre usta do mich.
Rozum kazał się wycofać, jakoś zareagować. Jednak ciało za nic nie chciało go posłuchać. Nasze usta stały się jednością, a jej język z łatwością zaczął penetrować mój środek. Smakowała truskawkami. Słodkimi i najlepszymi truskawkami jakie dano mi było spróbować. Nasze rozpalone policzki wzajemnie się o siebie ocierały, a moje włosy skryły jej spływające łzy.
Kiedy obie się od siebie odsunęłyśmy niespodziewanie ktoś gwałtownie ją odciągnął robiąc jej przy tym potworny ból, który wywnioskowałam po krzykach. Słyszałam głos łamanych kości i błaganie o pomoc.
Dlaczego więc nie mogłam spojrzeć w tamtą stronę? Dlaczego nie mogłam zareagować?
Nade mną pochylał się pan Hinata, a w jego oczach widziałam strach. Ale nie taki o siebie tylko o drugą osobę. Czułam, że zalewają mnie poty z trudem łapiąc oddech. Słyszałam tylko jak lekarz coś krzyczał, widziałam jak coś mi wprowadzał do ciała poprzez strzykawkę.
Po pewnym czasie wszystko się uspokoiło. Moja dłoń usilnie próbowała czegoś chwycić, dopóki jej się nie udało. Była to dłoń młodej i ładnej pielęgniarki.
- Lepiej już? – spokojny i melodyjny głos mnie uspokoił. Przytaknęłam.
Właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że pamiętam. Pamiętam dlaczego jestem właśnie w tym miejscu.
- Z-zawołaj lekarza, p-proszę. – moje gardło z trudem wydobywało z siebie dźwięk. Pielęgniarka przytaknęła i puściła moją zimną dłoń na bok.
Kiedy wedle mojego życzenia przybył pan Hinata z wyrzutem wypowiadałam kolejne słowa.
- Czy ona tu jest? – nie wyglądał na zdziwionego.
Zorientował się, że już pamiętam. Wiedziałam, że pojawił się obcy dla mnie człowiek i nas rozdzielił. Pamiętam jak wbił jej miecz prosto w rozgrzane serce. Pamiętam jej krzyk i rozpacz. Jak usilnie chciała przeżyć.
- Przykro mi. – spuścił głowę, a ja potrafiłam tylko utkwić wzrok na nadal powiewającej firance. Zacisnęłam pięści. Ale nie płakałam. Dlaczego nie potrafiłam płakać?
Tamtego dnia wyznała mi miłość. To właśnie wtedy ją odrzuciłam, ale ona nie odpuszczała. Byłam… wściekła. Nie potrafiłam zaakceptować tego, że chce ze mną być, że jest dziewczyną. Nie chciałam jej słuchać i po prostu pozostawiłam samą sobie.
Nie odpuściła, chodząc za mną. Wtedy właśnie deszcz zapanował nad całym miasteczkiem. Dlaczego, skoro wcale się na to nie zapowiadało? Wiedziałam, że dałam jej złudną nadzieje pozwalając się do mnie zbliżyć.
Ale kochałam to, że ktoś inny się o mnie stara. Chciałam być kochana, ale nie oddawać tej miłości.
Potem jakiś psychol zjawił się na naszej drodze zabierając ją do zaświatów. Jej dusza była tak dobra, że nie pozostała na ziemi długo. Była nadzwyczajnie czysta i niewinna.
To wtedy przyszłą kolej na mnie. Jednak się nie poddałam i walczyłam. Był silniejszy, o wiele silniejszy. Z trudem zadawałam ciosy, sama je wciąż otrzymując.
Nie mogłam sobie tylko przypomnieć czy wygrałam.
~ następnego dnia ~
Leżałam, nie otwierając oczu. Sen był dla mnie jedyną ucieczką. Nadal nie potrafiłam wytłumaczyć tego, że wcale jej nie opłakuje. Wcale nie żałuje jej śmierci. Jednak… jej miłość, którą mnie obdarzyła wciąż była przy mnie. Nigdy nie dałabym radę być w związku z dziewczyną. Nawet jeśli byłaby jedyną osobą, która mnie kocha. Po prostu nie potrafiłam.
Na polu musiała panować przyjemna atmosfera, bo poczułam ciepło na skórze i powiekach, tak, że zmusiło mnie to do ich otworzenia.
Mrugnęłam kilka razy i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że ktoś przy mnie siedzi.
- Cześć. – znałam ten głos tak bardzo dokładnie, że aż się wzdrygnęłam. – Nie patrz tak na mnie. To dziwne, że przyszłam się z Tobą zobaczyć?
Nadęła policzki, nadal mając na twarzy wypisaną radość.
- Po co przyszłaś? – nie odpuszczałam. Dziewczyna tylko mlasnęła przewracając oczami, aby zaraz podejść i roztrzepać moje rude włosy na wszystkie strony. Uniosłam ręce w geście obronnym.
- To dziwne, że siostra przyszła Cię odwiedzić? – przy ostatnim wyrazie załamał jej się głos i posmutniała.
- Dziwne jest to, że w ogóle zwróciłaś w końcu na mnie uwagę. Myślałam, że nie wiesz nawet o moim istnieniu.
Mówiłam to z wyrzutem. Czego ode mnie oczekiwała? Jeśli myślała, że będę niezwykle ucieszona na jej widok to była w błędzie.
- Wiem, że nigdy mnie przy Tobie nie było… Ale to skomplikowane. – poczułam zaciskającą się dłoń na mojej własnej. Była tak ciepła i tak delikatna…
- Skomplikowane… - powtórzyłam zabierając rękę. – Łączy nas jedynie ta sama krew. A i tak tylko w połowie.
- Nie mów tak, proszę. – jej oczy schowały się pod łzami.
- Masz w ogóle pojęcie jak ja się czułam? Zawsze gorsza i głupsza. Ty przynajmniej znałaś swojego ojca i zostałaś obdarzona miłością.
usilnie próbowałam zachować powagę i się po prostu nie rozpłakać.
- Wiem – położyła głowę na moich nogach, szlochając.
Ten widok mnie naprawdę zdziwił. Mogłam nawet stwierdzić, że w moim sercu mała nadzieja znów zaczęła rosnąć. Przeklęłam w myślach przyciskając do piersi ukryty pod szpitalnym strojem wisiorek.
- Chcę prosić Cię o wybaczenie i po prostu chcę odzyskać małą siostrzyczkę. – jej wyznanie spowodowało u mnie kolejny szok. Moja własna siostra Karin właśnie prosiła mnie o przebaczenie.
- Nie wiem czy będę potrafiła. – zacisnęłam szczękę. Pomimo moich słów ona się uśmiechnęła.
- Będę czekać - nieśmiało wyciągnęła ku mnie wewnętrzna cześć dłoni i pogłaskała po policzku. Nie umiałam się przeciwstawić. Jakaś część mnie próbowała tą chwilę zatrzymać. Przytulić Karin i po prostu udawać, że wcale nic nie jest do dupy. – Muszę wracać do domu, ale tu masz mój numer. Odezwij się do mnie, proszę.
Podała mi małe zawiniątko i ruszyła ku wyjściu. W ogóle mnie nie przypominała. Była niższa, bardziej chuda niż ja. Jej chód był istnym pięknem, który z pewnością doprowadzał wielu mężczyzn do obłędu. Miałam wrażenie, że w stosunku do niej wypadam niezwykle kiepsko.
Kiedy zostałam znów sama poczułam smutek. Wdzierający się do mnie z każdej możliwej strony. Dlaczego wróciła? Musi mieć w tym jakiś większy cel. Jedyne moje wspomnienia związane z nią to te bardziej przykre. Chociaż jakby się nad tym dłużej zastanowić to matka nigdy nie pozwalała nam razem spędzać czasu.
- To i tak nie jest już ważne. – wypuściłam głośno powietrze, poprawiając się w łóżku.
- Witaj. – ciężki męski głos wypełnił salę. Mój wzrok skierowałam ku drzwiom, aby dowiedzieć się kto to taki.
Mężczyzna wyglądał na kilka lat starszego, ale na pewno nie osiągnął jeszcze 25 lat. Miał równie czerwone włosy jak ja i jasną cerę. Był niesamowicie przystojny i dobrze zbudowany.
- Znamy się? – zmarszczyłam brwi, nieco się denerwując.
- Jesteś dłużna mi jakąś przysługę. – uśmiechnął się, opierając o barierkę szpitalnego łóżka.
- Nie rozumiem. – rzuciłam podejrzanie. Zaśmiał się, siadając na krańcu mojego łóżka i uważnie mi się przyglądając.
- To ja Cię tu przyniosłem. – złagodniał. – Jestem Mikoto, twój starszy braciszek. Zgaduję, że nawet nie wiedziałaś, że masz braciszka.
W tym momencie nie mogłam wypowiedzieć dosłownie niczego.
Brat? Zawsze chciałam mieć brata, ale… nie sądziłam, że bracia mogą być aż tak pociągający. Tfu.
Byłam tak zdziwiona, że nawet nie wiedziałam o co zapytać i jak mam się zachować. Zdecydowanie nie czułam się komfortowo w tej sytuacji.
Najpierw Karin potem jakiś zaginiony brat… Zamknęłam oczy i wypuściłam powietrze układając sobie wszystko w głowie. Miałam do niego teraz niezliczoną ilość pytań.
Rozpoczęliśmy rozmowę, która zapowiadała się na naprawdę długą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz