piątek, 6 kwietnia 2018

Od Keyi C.D Violett

<poprzednie opowiadanie>

- Czy te głuche telefony są już od dłuższego czasu? - na chwilę zamilkłam, bo nic nie nanosiło się na mój język. - Jeżeli masz jakiś problem do zawsze możesz na mnie liczyć.
Nie wierzyłam z początku, że właśnie to usłyszałam. W pierwszym momencie chciałam wybuchnąć śmiechem i po prostu zażartować sobie z zadanego pytania. Nie sądziłam, że kogokolwiek zainteresuje moje życie i to co się w nim dzieje. Powód mojego wyolbrzymiania zakorzenił się głęboko w moim ciele i zawsze mi towarzyszył. Nie miałam pojęcia jak właściwie się mam zachować. Powiedzieć wszytko co leży mi na sercu? Nie, to nie przejdzie. Nie umiem tak po prostu wydobywać z siebie emocji.
- Dziękuję. - na tyle zdołałam się wysilić.
Na moje usta wpłynął lekki uśmiech, ale bardziej przez to, że to było niezwykle miło.
- To chyba nic takiego. Ktoś po prostu robi sobie nieśmieszne żarciki. - zaśmiałam się, rozluźniając ciało.
Poczułam się swobodnie.
- Jeśli to się nie skończy, pomogę Ci. - również nieznacznie uniosła kąciki ust, a Yuki poruszył łapkami przez sen.
Jeszcze przez dość długo czas gościłam u dziewczyny. Chyba pierwszy raz mogłam śmiało stwierdzić, że oddałam jej kawałek mojego zaufania. Nie mogłam jednak nadal poczuć tego co chyba powinno czuć się w tym momencie. Większość ludzi określiłoby to jako przyjaźń. Ale czym ona tak właściwie jest? Tego jak na razie nie będzie mi dane wyjaśnić. Jeszcze nie teraz.
Nastała teraz już noc, więc wracałam praktycznie w ciemnościach. Nadal wracałam myślami do wspólnie spędzonego czasu z Violett. Przeklęłam na myśl, że ktoś może tak na mnie działać. Nie mogę ulegać uczuciom. Dopóki coś jest pozytywne wtedy się cieszymy. Potem nagle przychodzi opinia negatywna i wszystko zaczyna się mieszać.
Musiałam przekląć pod nosem, wypędzając wszelkie emocje z ciała i umysłu. Z takim też nastawieniem po drodze udałam się na siłownię. Powitały mnie tam już puste pomieszczenia, jedynie kilka tych większych "wstydzioszków" siedziało teraz i rzeźbiło ciało.
Z szatni wyszłam szybciej niż zwykle spragniona zmęczenia. Pozwoliłam umysłowi odpłynąć wraz z muzyką, a ciału poczuć spragnionego wysiłku.


Rankiem wstałam niewyspana i z zakwasami. Były one do zniesienia, jednak bardzo nie chciało mi się wstawać. Chciałam już nawet udać się na wagary, ale to nie miało większego sensu skoro i tak się obudziłam.
Z wielką więc niechęcią udałam się do szkoły, gdzie panował drażniący mnie hałas.
Na długiej przerwie zasiadłam przy ulubionym murku, który pozwalał z daleka oglądać wszelkie poczynania uczniów. Z niewiadomych mi przyczyn byłam zazdrosna o grupki, które się świetnie dogadują i widać, że między nimi występuje niezwykła więź. Dlaczego, więc ja nie umiem żyć w społeczeństwie?
- Cześć. - z rozmyśleń wyrwał mnie czyjś głos.
- O, hey! - była to Violett.
Zachęciłam gestem ręki dziewczynę, aby usiadła obok mnie. Podałam jej kawałek własnego śniadania, które zresztą chętnie przyjęła.
- Wiesz co - zaczęłam, połykając kolejne kawałki kanapek. - Może pójdziemy po szkole razem poćwiczyć? Tylko my dwie, przyjacielski sparing.
Uniosłam pytająco brwi, śmiało się uśmiechając.

Violett? ;3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz