niedziela, 8 kwietnia 2018
Od Nairy C.D Keya
— Długo czekałaś? — Zerknęłam na dziewczynę, bacznie się jej przyglądając. Wyglądała już na rozciągniętą, raczej po mniejszym treningu, nie miałam więc obaw, że sobie coś naciągnie w trakcie albo gorzej. Mimo wszystko bezpieczeństwo przychodziło w sporcie pierwsze, ryzyko bywało zabawne, ale nieodpowiednie proporcje potrafiły dać po dupie.
— Zaczynamy? — spytałam z zaciętym uśmiechem, mrużąc nieco oczy. To będzie dobry bieg.
Ruszyłyśmy nieco wolniej, raczej sprawdzając jedna drugą, jakbyśmy próbowały odkryć wszystkie nasze tajniki, mniejsze i większe mechaniki i inne dzikie rzeczy. Za ciepło nie było, zwłaszcza o tej porze, miałyśmy w końcu początek całkiem nieźle zapowiadającej się wiosny, ale już potrafiłam mruczeć z zachwytu nad delikatnymi muśnięciami promieni słońca. Uwielbiałam ciepełko, im cieplej tym lepiej, a poniżej dwudziestu stopni pogoda nigdy nie powinna schodzić, ot co!
Biegłam swobodnie, swoim tempem, ciesząc się po prostu chwilą i wiatrem w moich uszach. Związane włosy nie utrudniały biegu jak zwykle, nogi praktycznie same rwały się do ruchu, a plecy mojej... przeciwniczki? To chyba odpowiednie słowo. A plecy mojej przeciwniczki zwiastowały jeszcze lepszy humor na dalszą część dnia. Naprawdę chyba zaczynało mi brakować kontaktu z drugim człowiekiem, choć nie wiedziałam nawet, czy upajam się własnymi, czy może jednak cudzymi emocjami.
— Co to ku rwa było?! — I wtedy czyjś wrzask spłoszył całą moją boską atmosferę, idealny moment zawieszenia czasoprzestrzeni, gdy Keya runęła jak kłoda.
— Wszystko dobrze? — spytałam, podbiegając bliżej, starając się wypatrzeć, czy nic jej się nie stało, ale dziewczyna tylko zaśmiała się i poleciała dalej. Zamrugałam ze zdezorientowaniem, zastanawiając się, czy dla drugiej strony cały nasz trening nie okazał się jednak bardziej rywalizacją niż zabawą.
Stałyśmy nad brzegiem rzeki, ogrzewane słońcem, które wszystko budziło do życia i było miło. Po prostu miło, może dlatego rozłożyłam się na trawie, wpatrując się w bezchmurne niebo. Co prawda wolałam nadal cieplejsze temperatury, ale mogłam przeżyć.
— Niech zgadnę. Podoba ci się jakiś chłopak? — Zamrugałam, nie wiedząc o co chodzi, zanim zorientowałam się, że Keya musiała mówić do mnie.
— Dziewczyna mnie rzuciła niedawno — skłamałam z pięknym uśmiechem, rozkładając się tylko jeszcze wygodniej na trawce. Keya nie dopytywała, w sumie nie wiedziałam nawet, czy zorientowała się, że skłamałam, ale swoje sprawy raczej wolałam zostawiać dla siebie.
Zwłaszcza te związane z rumieniącą się ze wstydu mną, nie mogącą nic wykrztusić i tracącą całą pewność siebie. Nie, dzięki, wolałabym o tym w ogóle zapomnieć, aniżeli podejmować ten upokarzający temat z kimkolwiek.
— Hm, hm... — zagaiłam niemrawo, odwracając w końcu wzrok od nieba, tym razem obserwując dziewczynę. — Nie powiesz mi, że nie ma żadnego Pana Keyowatego? — spytałam z rozbawieniem. — Jesteś ładna, sensowna i ogarnięta — wyliczyłam. A wszystkie te cechy kojarzyły mi się raczej z zajętą już osobą. Zanim jednak dziewczyna mogła odpowiedzieć, poderwałam się do góry, zerkając na zegarek na prawe dłoni. Kto by pomyślał, że w dobrym towarzystwie czas tak szybko leci. — Sorry, muszę uciekać, mam zmianę w pracy. Widzimy się w czwartek też na boisku?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz