Zapach jodyny unosił się i wdzierał do gardła jakby to było jego jedyne pragnienie. Wiatr znacznie mu w tym pomagał, tak jakby zawarli razem wspólny pakt. Patrzyłam jak woda niesiona jest przez silne podmuchy tworząc dość wysokie fale. Docierały do samego brzegu, aby zaraz umrzeć bezpowrotnie. Jednak jedna była podobna tak bardzo do drugiej, że wydawało się wręcz, iż wciąż żyje ta sama. Czy ludzkie życie nie jest podobne? Praktycznie się od siebie różnimy, ale w teorii jesteśmy jednakowi.
Moje bose stopy pragnęły dotyku mokrego piasku i zimnej morskiej wody.
Przykucnęłam i wzięłam drobny piasek w palce, pocierając o siebie. Nie mogłam pojąć, że każde ziarenko piasku ma swoją historię sięgającą naprawdę odległych wieków. Pozwoliłam przez chwilę zapanować nad swoim ciałem panującą tutaj atmosferą. Słońce powoli chyliło się ku horyzontowi zwiastując nadejście księżyca. Woda przybierała cudowny pomarańczowy odcień, ale wcale nie stawała się przez to łagodniejsza. Wręcz przeciwnie. Dodawało to jej dzikiej aury i tajemniczości. Jakby samo morze chciało nam powiedzieć jak bardzo jest dla nas niedostępne, ile o nim jeszcze nie wiemy. I miało rację.
Wstałam i bardzo powolnym, zrelaksowanym krokiem ruszyłam wzdłuż linii brzegu. O dziwo nie byłam na plaży sama. Co jakiś czas spotykałam zakochanych, którzy najwyraźniej również podziwiali piękno tego krajobrazu. Albo raczej myśleli tylko o tym co mogą na tej plaży zrobić z drugą osobą.
W pewnym momencie poczułam pod butem coś twardszego i sięgnęłam po to wolną dłonią. W moich rękach trzymałam teraz zniszczony i najwyraźniej dawno porzucony przedmiot. A była to ramka od zdjęć. Była wykonana z drewna, które teraz niemal się rozlatywało. Ale ze środka dało się dotrzeć metalowy stelaż, który widocznie podtrzymywał rzecz przy życiu. Mój zmysł lekko zadrgał, ale byłam przekonana, że to jedynie małe zakłócenie spowodowane będącym nieopodal miejscem, w którym utonęło dziecko.
- No to idziesz do kolekcji rupieci – oglądnęłam ramkę raz jeszcze z każdej strony. – Spokojnie, odpoczniesz w końcu od tej wody.
Zaśmiałam się i ostrożnie zacisnęłam znalezisko w dłoni. Dopiero kiedy zrobiło się niemal całkowicie ciemno, a morze przybrało mrocznej atmosfery wróciłam do domy.
Wyciągnęłam spod łóżka starą skrzynię, która zawierała w sobie dokładnie poukładane pudełka z innymi przedmiotami. Wyciągnęłam puste opakowanie i położyłam obok już leżącej na biurku ramki.
Przygotowałam sobie gąbeczkę, suchą ścierkę i mały pędzelek. Rozpoczęłam powierzchnią renowację owego przedmiotu.
Czynność tak zajęła naprawdę sporo czasu i skończyłam to robić dobrze po północy. Nadal jednak wilgoć się utrzymywała, więc pozostawiałam to tak aby samoczynnie wyschło.
Rankiem obudziłam się cała zalana zimnym potem. Miałam przyspieszone tętno i niespokojny oddech. Wszystko za sprawą snu, który śnił mi się dokładnie trzy razy z rzędu. Za każdym razem było to samo. Kobieta stała na skraju klifu i przerażająco się śmiała. Po chwili jednym skokiem znajdywała się we wzburzonej wodzie i wspinała się w to samo miejsce na klifie. Z każdym snem była coraz bardziej zakrwawiona i coraz głośniej się śmiała.
Nieco zdezorientowana przez słabo przespaną noc wykonałam, podstawowe poranne czynności. Przed wyjściem do szkoły sprawdziłam ramkę i faktycznie była sucha. Jednak zauważyłam małą zmianę. Zamiast leżeć stała oparta o ścianę zwracając teraz na siebie całą uwagę, jeśli tylko przekroczyłoby się próg drzwi. Nie za wiele rozmyślając stwierdziłam, że po prostu musiałam ją tak zostawić, a zmęczenie spowodowało zanik wykonanej czynności.
Przez cały czas pobytu w szkole nawiedzał mnie ból głowy. Tak jakbym używała swojego daru, ale tego nie robiłam.
Szłam teraz ścieżką prowadzącą d akademika i starałam się jakoś przetrwać nasilający się ból głowy.
- Przepraszam… - głęboki kobiecy głos nakazał mi się odwrócić.
- Tak? – wydusiłam z siebie jedynie krótki wyraz.
Przede mną stała młoda kobieta o czarnych, średniej długości włosach i bardzo świetlistej cerze. Jej oczy pozbawione były blasku. Tak jakby… była martwa.
- Potrzebuję Cię. – przeszyła mnie zimnym spojrzeniem. Czułam jak z każdą sekundą moja głowa zaczyna naprawdę rozsadzana. – Możemy się tu jutro spotkać? O tej samej godzinie.
- J-jaasne. - przytaknęłam jakby wbrew własnym zasadom. Kobieta odeszła wciąż pozostając z obojętnym wyrazem twarzy i dziwną powłoką wokół ciała. Z każdym jej krokiem czułam jak ustępuje ból i powoli wracałam do stanu normalnego. Niespodziewanie upadłam jednak na kolana i chwilowo mnie zemdliło. Nigdy nie mogłam zobaczyć twarzy duchów, więc byłam przekonana, że to nie jest ta istota. Być może ktoś nauczył się imitować ich moc? To nie mogło zostać wykluczone.
Do domu wróciłam zmęczona i obolała, chociaż nic nie robiłam. Ramka nadal spoczywała na biurku i czasami miałam wrażenie, że żyje.
Zaparzyłam sobie ulubiony napój i zasiadłam do nauki, wcześniej chowając znalezisko. Pomimo wszystko nie mogłam poczuć się z nią na wierzchu swobodnie. Jakbym wcale nie była sama.
Naprawdę nie wiedziałam kiedy usnęłam i dlaczego jako łóżko wybrałam twardą podłogę. Uniosłam się do pozycji siedzącej, rozglądając na boki. Było ciemno. Spałam aż tak długo.
Wstałam i chwiejnie oparłam się o kant biurka. Nagle usłyszałam śmiech. Ten sam, który dzisiejszej nocy mnie nawiedzał. Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam przed siebie.
Z mojego nosa zaczęła cieknąć krew i wcale nie chciała przestać. Teraz byłam pewna, że jest to duch i jest on inny niż spotkane przeze mnie do tej pory. Co mnie najbardziej dziwiło – mogłam widzieć jego twarz. A raczej jej.
- Ojej, nie chciałam Cię wystraszyć. – udawała, albo naprawdę była przejęta.
Nie potrafiłam odczytać jej emocji. Jej oczy były martwe, ale usta wygięte w szaleńczym uśmiechu. Brwi zmarszczyła jednak do wskazania emocji związanej z przepraszaniem.
- N-nie wystraszyłaś mnie. – wiedziałam jak bardzo duchy potrafią zaplątać wokół siebie ludzi. Były cwane i niezwykle dobrze nami manipulowały. Ja jednak nie byłam zwykłym śmiertelnikiem czy też magiem. Byłam z nimi powiązana, jak całe moje życie.
- Przyszłam trochę wcześniej. Nie mam za wiele czasu, a twoja obiecana pomoc jest niezbędna.
- Obiecana? – teraz to ja byłam zdziwiona.
Moja dłoń cały czas przywierała do krwawiącego nosa, jednak powoli ustępowało.
- Nie pamiętasz? - ton głosu wskazywał na zszokowanie.
- Oczywiście, że tak. Nie chodzi o…
Nie pozwoliła mi dokończyć.
- Moja dusza związana jest z ramką, którą znalazłaś. Musisz tylko pomóc mi zwrócić ją mojej córce.
Wywaliłam oczy na wierzch, wyglądając teraz zapewne jak ktoś kto właśnie zobaczył samą śmierć. Spowodowane to było nawałem informacji w tak krótkim czasie.
Duch. Mający córkę. Ja, widząca jego twarz.
Za cholerę nie rozumiałam co jest tu grane. Jeśli ktoś naprawdę robi sobie jaja to ostatnią rzeczą jaką zobaczy będę właśnie ja.
Zaczęłam się śmiać.
- Nie dałam się nabrać, a teraz wypierdalaj, bo Ci zrobię krzywdę. – zacisnęłam szczękę, gniewnie spoglądając na istotę.
Ta przestała się uśmiechać i zaczęła potwornie krzyczeć. Nie był to zwyczajny krzyk. Zawierał on strach, ból, żal i jeszcze całą masę innych emocji. Wtedy zrozumiałam, że to dzieje się naprawdę.
- Przepraszam, myślałam, że ktoś ze mnie żartuje. – duch powoli się zbliżał, nabierając siły. Chciał mnie zaatakować. – Pomogę Ci!
Nie miałam teraz sił ani ochoty na walkę. Tym bardziej, że ostatnio przestałam trenować swoje magiczne umiejętności. Nie miałam na nie czasu.
- Naprawdę? – powrócił przerażający uśmiech. Skinęłam głową, a kobieta zatańczyła swoją duszą wokół mnie.
Wytłumaczyła mi wszystko raczej dość dokładnie, chociaż nadal miałam wątpliwości. Jej dusza została przykuta do tego przedmiotu przez własne postępowanie. Przez ciągłe imprezowanie i robienie za zwykłą dziwkę zaszła w ciąże. Nie mogła pozwolić sobie na aborcję, chociaż pragnęła jej z całego serca. Przeklęła własne dziecko i nawet kiedy wiedziała, że to będzie dziewczynka obwiniała ją za utratę możliwości dostępu do pieniędzy jakim był dla niej sponsoring. Przez osiem długich lat dziewczęcia, które jednak pozostawiła przy sobie wmawiała jej jak bezwartościowa jest. Wychowała ją na wzór siebie pozwalając, aby obcy ludzie wyrządzali jej krzywdę. Kiedy w końcu zrozumiała, że ją kocha, córka popełniła samobójstwo. Nie mogła sobie tego wybaczyć, a jedynym wspólnym przedmiotem, które mogła po niej mieć była właśnie ramka ze wspólnym zdjęciem. A kiedy umierała jedynie to trzymała w dłoni.
Wysłuchałam całej opowieści bardzo dokładnie, nie przerywając. Rozumiałam teraz w czym jest problem. Musiałam odnaleźć duszę dziewczyny i pozwolić im być razem.
Był tylko jeden mały problem. Jej potomstwo popełniło samobójstwo, skazując tym samym swoją duszę na wieczne potępienie. Do tej pory nie odnalazłam wiadomości na temat tego, czy aby na pewno można to zmienić.
Niemal od razu postanowiłam się za to wziąć. Zaczęłam wyszukiwać informacji w Internecie, cały czas będąc wręcz napastowana przez ową kobietę. Cały czas na mnie patrzyła, nie mogłam spać, jeść i chociaż na chwilę odpocząć. Umarła popadła w obłęd, a ja musiałam to znieść. To była kara za dotykanie reliktu, w którym spoczywa zbłąkana dusza. Na dugi raz odpuszczę sobie zabieranie takich rzeczy do domu, ani nawet nie będę podnosić.
- To było prawie 10 lat temu. – zmarszczyłam brwi. – Jest za mało infor…
- Masz. Ją. Znaleźć. – zagroziła mi. Zaśmiałam się gorzko widząc jej upiorną twarz.
- To ja mam nad tobą kontrolę, mogę w każdym momencie wysłać cię na pożarcie Emittą. Na pewno tego chcesz? – mój głos opadł na jej uszach i cofnęła się w róg ściany. Miałam rację, ale nie byłam pewna czy z obecną siłą dałabym radę tego dokonać. Duch jednak się opanował.
Zaczynała pokazywać się moja strona, która nigdy nie powinna się ujawnić dla innych ludzi. Przebywanie z duchami sprawiało, że stawałam się bezduszna i mroczna. O ile kiedyś niemal mnie to pochłonęło, teraz starałam się to hamować. Spędzanie czasu z tym duchem jednak skutecznie to uniemożliwiało.
Po kilku kolejnych godzinach poszukiwań na każdej możliwej stronce, portalu czy jeszcze innych materiałach w końcu odnalazłam miejsce, w którym stała się ta tragedia.
- Mam! – krzyknęłam entuzjastycznie, będąc już nieźle zmęczoną. Duch owinął mnie ponownie i wydał z siebie pomruk zadowolenia.
Zanim jednak się tam udałam spotkałam parę przeszkód. Mianowicie musiałam ominąć stojących na straży nauczycieli i wrócić równie szybko, aby nie opuszczać szkolnego dnia. Tym bardziej, że mieszkam w akademiku, gdzie mają nade mną kontrolę.
Schowana za czarnymi ubraniami i kapturem, ruszyłam w wyznaczone sobie miejsce. Było to dość daleko, więc zabrałam rower. Niestety była to kradzież, o którą martwić będę się później, jeśli nie zwrócę przedmiotu.
Miałam ze sobą torbę wraz z ramką, aby móc wykonać seans. Jeśli będzie to możliwe.
~na miejscu~
Stałam teraz pod wielkim drzewem w ciemnym lesie. Dąb był tutaj jedynym z tego gatunku drzewem. Nie rosły na nim pąki tak jak już na innych. Również kiedy go dotykałam czułam przepływ negatywnej energii. Delikatnie sunęłam po korze gołymi palcami, wsłuchując się w szepty wiatru. Kobieta wciąż mnie okalała, nie odpuszczając nawet na krok. Czułam się przez to nieco skrępowana i zła.
- Są tutaj. – zobaczyłam dużą grupę dusz, które tylko kiwały się na boki. Nosiły na sobie łańcuchy i nie mogły się swobodnie poruszać. Kiedy podeszłam do pierwszego z nich niebezpiecznie się na mnie spojrzał. Wyciągnęłam na wierzch naszyjnik od Naczelnika, który pomagał mi odstraszać te „najpaskudniejsze” dusze.
Problem był mianowicie taki, że wszystkie wyglądały jednakowo. Tych duszy jednak twarz nie dostrzegałam. Znów czułam się ślepa.
- Szukam nastoletniej dziewczyny, która wykonała na sobie wyrok śmierci. Jej matka była zwykłą dziwką i odrzuciła swoje powołanie macierzyńskie.
Z wielkiej grupy przesuwać się zaczął jeden z duchów. Robił to niezgrabnie i przerażająco się kołysząc. Nawet mnie to w tym momencie przerastało.
Z jego „twarzy” sączył się dziwny płyn, a nim się zorientowałam duch przylgnął do mnie, gryząc moją szyję. Ryknęłam potwornie, tworząc szpulę z innych tutaj dostępnych duchów i ciskając w ową duszę.
Czułam jak sączy się ze mnie krew i zalewa ubrania. Upadłam na ziemię, ledwo dysząc. Była poltergeistem. Do tej pory takie dusze nigdy nie mogły wrócić do zaświatów, a gdyby nie mój wisiorek już dawno zostałabym przejęta i po prostu umarła.
- Nie dam rady! – krzyknęłam, powoli wstają ci trzymając się za powstałą ranę.
- Córko… - kobieta uklęknęła i zaczęła… łkać. Nie wiedziałam, że duchy również potrafią to robić – płakać. Widziałam jak gorzkie i prawdziwe są te łzy.
Poltergeist zamarł i odwrócił się do kobiety. Potem widziałam tylko jak zostaje ona pożarta i już wiedziałam, że właśnie przegrałam walkę. Czułam narastające obrzydzenie i strach. Chciałam uciekać, ale moje ciało nadal było zbyt słabe na bieg. W obecności tego monstrum moje stare blizny się uaktywniły i stwarzały dodatkowy ból.
Wtedy zobaczyłam przemianę. Bardzo powoli z obrzydliwej istoty wyłoniła się… dziewczynka.
- Co tu się kurwa dzieje?! – niemal wrzeszczałam.
- Pomóż mi… - szepnęła, upadając na kolana i rzewnie płacząc.
Wstałam i bardzo powoli, trzymając w dłoni szpulę z duchów podeszłam. O dziwo nie atakowała, nawet nie próbowała na mnie spojrzeć. Jej twarz jednak była dla mnie wciąż niewidoczna.
- Jak się nazywasz? – zapytałam niepewnie.
- Rosaline Rachet. – pokornie opowiedziała.
- Rosaline Rachet. Twoja dusza zostaje oczyszczona, grzechy zmazane, a życie skończone. Odejdź w zaświaty.
Tren powinien wynieść ją w zaświaty. Wtedy zaczęła krzyczeć. Jej dusz latał na wszystkie strony potwornie się przy tym męcząc. Słyszałam jej błagania o pomoc, ale nic nie mogłam zrobić. Tylko patrzyłam jak zostaje zabierana w… zaświaty.
- Przepraszam… - opadłam na kolana i uroniłam łzę, aby następnie pozwolić spływać kolejnym. Nieczyste dusze na zawsze zostają zabierane i skazywane na potępienie, nawet tam w zaświatach. Nie miałam pojęcia co się dzieje potem, ale wiedziałam, że to niezaprzeczalny fakt.
Dzisiaj nie udało mi się uratować ani jednej osoby, duszy i żadnej emocji. Otoczona zgubnymi duszami łkałam w ciemności, żałując nad swoim życiem.
Ramka została zniszczona wraz ze śmiercią matki. Nie wiem co się z nią stało i nie będzie dane mi to sprawdzić. Mogłam jedynie patrzeć ile dusz się zgubiło i nigdy nie spocznie w spokoju… Ile ludzi musiało cierpieć, a my dalej żyjemy jak Bogowie nie obawiając się niczego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz