Tego dnia Suigin obudził się odrobinę wcześniej niż zwykle. Przetarł oczy i spojrzał na wiszący na ścianie kalendarz.
-Świetnie - Pomyślał. -Następna wycieczka z przygłupami.
Wstał z łóżka, przeciągnął się i poszedł wziąć prysznic. Następnie założył czyste ubranie i zjadł śniadanie. Zanim wyszedł z mieszkania, zajrzał do swojej torby podróżnej. Było w niej kilka kanapek, jakaś cola i jakieś 60-70 butelek z rtęcią. -Dobra, mam wszystko. - mruknął pod nosem, po czym wziął torbę na ramię i wyszedł z mieszkania zatrzaskując drzwi za sobą. 15 minut później był już na miejscu zbiórki. Autokar już czekał, jednak zanim pozwolono komuś do niego wsiąść, nauczyciele sprawdzili jeszcze obecność. W autokarze zajął miejsce przy oknie. Podróż minęła bez niespodzianek, jednak Sui żałował, że nie zabrał żadnej książki, żeby lepiej odciąć się od wygłupiających się innych uczestników wycieczki. Przynajmniej mógł liczyć rosnące przy drodze drzewa.
Kiedy już dotarli na miejsce, jedna z nauczycielek przypomniała o tym, żeby każdy uważał, gdzie stawia nogi, aby uniknąć przykrych sytuacji. Potem ruszyli szlakiem przez rezerwat, podziwiając występujące jedynie w tych okolicach roślin, oraz słuchając śpiewu tutejszych ptaków. W końcu dotarli do najtrudniejszego miejsca na szlaku - starego wiszącego mostu.
Nauczyciele jeszcze raz przypomnieli, żeby zachować ostrożność i jeden z nich powoli przeszedł przez most. Suigin bez namysłu wysłał swoją torbę na drugą stronę przepaści za pomocą swojego “Magnetyzmu”, po czym skupił się na cząsteczkach hemu w swojej krwi uniósł się i po chwili opuścił z powrotem na ziemię obok swojej własności. Inni uczniowie powoli i pojedynczo przechodzili przez most - szło to całkiem sprawnie. Pół godziny później, po tamtej stronie został jeszcze tylko jeden nauczyciel i jeden uczeń, którego tamten puścił przodem. Kiedy niski brunet dotarł do na środek mostu, nagle jedna z lin podtrzymujących most zerwała się i most przechylił się na bok. Czarnowłosy chłopak z krzykiem uchwycił się innej liny i zawisł na niej, dyndając nogami ponad znajdującym się kilkaset metrów niżej dnem przepaści. Sui bez namysłu lewitując “poleciał” w kierunku chłopaka tak szybko, jak tylko pozwalały na to jego umiejętności. Kiedy już miał złapać młodszego kolegę, ten nie mogąc już dłużej wytrzymać puścił linę i runął w dół.
Użytkownik “magnetyzmu” nie miał wyboru. Chwycił się liny, której wcześniej trzymał się tamten i używając swoich mocy otworzył swój bagaż. Znajdująca się w buteleczkach rtęć wypchnęła zatyczki, opuściła naczynia i popędziła w dół za spadającym dzieciakiem, formując kształt wielkiej dłoni. Metalowa dłoń szybko dogoniła i chwyciła chłopaka i zaczęła ciągnąć go w górę. Kiedy brunet był już bezpieczny, okazało się, że nawet nie jest specjalnie wystraszony. Sui wysłał jeszcze po znajdującego się po drugiej stronie dysk utworzony z płynnego metalu i “przyniósł” go do reszty. Rtęć posłusznie wróciła do butelek, a blondyn na nowo je zakorkował.
Podczas dalszej części wycieczki, zdarzyło się jeszcze kilka rzeczy, ale to już zupełnie inna historia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz