środa, 28 marca 2018

Od April C.D Kashima



Nie obchodziły mnie wyrzuty blondyna. Miałam to gdzieś. Nie byłam materialistką, ale mój telefon leżał właśnie rozbity pod stertą gruzu. Miałam go ledwo rok. Zebrałam resztki, chociaż ciekawe czy jak jest na gwarancji, to czy dadzą mi nowy. Zwłaszcza, jeśli jest w takim stanie. Nie obchodziło mnie, co myślał blondyn. Miałam to gdzieś. Nie byłam materialistką, ale mój telefon leżał właśnie rozbity pod stertą gruzu. Używałam go ledwo rok. Zebrałam resztki urządzenia, chociaż ciekawe czy jak jest na gwarancji, to czy dadzą mi nowy. Zwłaszcza, jeśli jest w takim stanie. Wzięłam kolejny głęboki oddech. Trzeba będzie znaleźć jakąś pracę lub nawet wziąć dwa etaty. Gdy chłopak się do mnie zbliżył, spojrzałam na niego z wyrzutem. 
- Tyle powinno starczyć, prawda? - Spytał podając mi plik z wieloma banknotami. 
Rozluźniłam ramiona, pozwalając im swobodnie opaść.
- Nie chcę ich, daj spokój. Jakoś sobie poradzę- podniosłam się, oddając mu pieniądze. - Nie mam w naturze brać od kogoś pieniądze. Zwłaszcza takiej sumy. I od kompletnie nieznajomej osoby. Miłe, zwłaszcza, że uratowałam ci dupsko i przy okazji rozwaliłam telefon. Dziękuję, naprawdę, ale nie trzeba - zdobyłam się na szeroki uśmiech. - Na razie. Lepiej, żebyś rozładowywał swoją złość z dala od miasta - kiwnęłam głową i odwracając się na pięcie, opuściłam plac szybkim krokiem.
Kilka minut później kierowałam się już w stronę jakiegoś sklepu zajmującego się tego typu naprawami. Byłam już prawie na miejscu, ale byłoby zbyt pięknie, gdybym dotarła tam bez problemów. Będąc dosłownie kilka metrów przed wejściem, dostałam ataku. Nagły pisk, a wszystko, co aktualnie trzymałam w dłoniach, spadło na ziemię, uderzając o nią z hukiem. O mały włos, a sama wylądowałabym na chodniku. Zdążyłam jednak oprzeć się plecami o ścianę w najbliższej uliczce. Głowę mi rozsadzało, ręce drżały niemiłosiernie, trzymając pulsujące uszy. A wokół krążyła tylko pocieszająca myśl, że zaraz przestanie. Że jeszcze chwilka. Że minuta, sekunda i wszystko wróci do normy. Tak się jednak nie stało. Atak okazał się być jednym z tych dłuższych. Szlag by to. Jeszcze na dodatek przypałętało się jakichś trzech typów. Pragnę dodać, że nie wyglądali na takich, co to chcieli pomóc. Wręcz przeciwnie. Wykorzystali okazję, że nie jestem sprawna do jakiejkolwiek obrony. Spod nosa wymknęło mi się ciche przekleństwo, bo inaczej skwitować się tej całej sytuacji nie dało. Wyciągnęłam dłoń, chociaż próbując narysować runę. Nawet nie zaczęłam, a już przerwałam. Dzwonienie w uszach nie dawało za wygraną. Jeden łysol coś tam wybełkotał, ale zrozumiałam tylko tyle, że chcą kasy. Nie słyszałam własnych myśli, a co dopiero miałam mu coś odpowiedzieć. Ledwo dałam radę pokiwać przecząco głową. Chyba to ich nie zadowoliło, bo wyrazy twarzy raczej nie wskazywały na to, że są szczęśliwi z tego powodu. Oczekiwali łatwej kasy? Nie tym razem. Aktualnie nie miałam przy sobie ani grosza, byłam biedna jak mysz kościelna. Dzięki bogu, że nie wzięłam pieniędzy od tamtego blondyna. Inaczej miałabym na bank przesrane. Nie, żebym teraz nie miała. Byli wzburzeni bardziej, niż jakbym gotówkę miała i nie chciała jej dać. Święcie przekonani, że pewnie jednak coś ukrywam, zaczęli mnie szturchać, próbując przeszukać. Może i nie słyszałam, ale widziałam jeszcze jako tako dobrze. Banda typów obleśnych jak łyse szczury z kanalizacji denerwowała się coraz bardziej, a mi na dobrą sprawę zostało liczyć na cud. Albo atak zaraz mi przejdzie i szybko się ulotnię, zatrzymując czas (i potem znowu go dostać, w bliżej nieokreślonym czasie i nasileniu) albo ktoś jednak zechce uratować takiego paralityka, jakim właśnie byłam ja. 

<Kashim?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz