piątek, 23 marca 2018

Od Taigi C.D Gaze

- Pyszne. - Oznajmił, chwytając kolejną porcję. - Lecz ustalmy, że następnym razem ja zajmę się gotowaniem, dobrze? - Uśmiechnął się szeroko, żując kolejną porcję jajecznicy. Przez chwilę miałam nadzieję, że rzeczywiście ugotowałam coś, co jest zjadliwe, nawet ucieszyłam się, gdy pochwalił moje niby proste, ale jakże wymagające danie. W pamięci miałam smak jego poprzedniego dania, które przygotował podczas pierwszej przemiany. Było smaczne... Zadowolona ze swojego rezultatu, nałożyłam również porcję dla siebie, pewna swych umiejętności kulinarnych włożyłam widelec z jajkiem do ust. Wystarczyło kilka sekund, abym wyczuła kłamstwo. Wyplułam całą zawartość ust na małą chusteczkę, wyrzucając ją do kosza.
- Pyszne? Tego się przełknąć nie da - Wysunęłam język, ukazując niczym dziecko, jakie to obrzydlistwo. Mój niewielki gest wywołał śmiech u białowłosego, na co tylko zmarszczyłam brwi.- I z czego się śmiejesz? Wypad do garów kundlu, nawet na kacu nie możesz się wymigać od swoich obowiązków!- Skrzyżowałam dłonie na piersi, na co podniósł ręce w geście obronnym.
- Na co masz ochotę? - Oparł się o blat, zaglądając do otwartej szafki, jakby w ten sposób chciał wymyślić danie niczym z pięciogwiazdkowej restauracji.
- Wystarczą tosty - Mruknęłam. - Za kilka dni pójdziemy na jakieś zlecenie, szykuj się powoli.

~Po wykonanym zleceniu~

Patrzyłam na białowłosego, który leżał prawie cały w bandażach na moim łóżku. Bałam się go zostawić na kanapie, w obawie, że podczas snu może się przekręcić i spaść, robiąc sobie jeszcze większą krzywdę. Oddychał spokojnie, podłączony pod kroplówkę."Dwie noce na kanapie, kilka w moim łóżku i jeszcze lekarz, dług rośnie" uśmiechnęłam się pod nosem. To cud, że cała sytuacja skończyła się tak, a nie inaczej. Nie wiem, jakie mieliśmy szczęście, ale wyczerpaliśmy je na dobre kilka lat. Starszy wieśniak, jadący bryczką, spotkał nas na środku leśnej drogi, gdy ciągnęłam za sobą Gaze. Gdyby nie białe konie, prędzej czy później opadłabym ze sił, a rosły mężczyzna wykrwawiłby się, umierając pośrodku niczego. Nie chciałam, aby moja kolejna broń umierała na moich kolanach... Nie to już nawet nie chodziło o to, nie chciałam, żeby to on umierał, nieważne czy to przy mym boku, czy w ogóle. Jeszcze w drodze do mieszkania, zadzwoniłam do lekarza. Któremu zajęło kilka godzin, aby opatrzyć rany, które okazały się głębokie i wymagały szycia. Został również podłączony do kroplówki, a mnie uraczył sporym rachunkiem.
Położyłam się obok niego, patrząc na jego beztroską i spokojną twarz. Spał, zupełnie jak wtedy, kiedy znalazłam go zalanego w trupa. "Hej, gdzie moja silna Taiga, która powinna teraz jedynie chrząknąć do mnie, że jestem bezużyteczny?" Słowa... Prawie że ostatnie słowa mężczyzny zaszumiały mi w głowie, a zaraz po nich doszło ciche "kocham Cię".- Wcale nie jestem taka silna - Wyszeptałam, przejeżdżając kciukiem po jego policzku - Czemu mi to durniu powiedziałeś? Wiesz, jakie to nieręczne - Westchnęłam, przysuwając swoją dłoń do siebie, zamykając przy tym oczy. Kocha.... Kocha... czy to możliwe, że mógł się szczerze we mnie zakochać? Zawsze byłam wobec niego okrutna, wykorzystywałam go na każdym kroku, ba nawet ubliżałam mu, gdy miałam okazję, a on w chwili, gdy jedną nogą jest w grobie, wyjawia mi miłość. Dlaczego? Dlaczego ja? Dlaczego facet, który ma w sobie tyle życia, zakochuje się w kimś takim? No, dlaczego do cholery?!
- Tai? Gdzie ja.... - Stłumiony głos, odezwał się niepewnie, wyrywając mnie z półsnu. Gwałtownie otworzyłam oczy, patrząc na mężczyznę. Odzyskał przytomność. Ulga, jaką wtedy poczułam, była większa niż w momencie, gdy podczas robieniu testu ciążowego, odkryłam, że jest on negatywny.
- U mnie, jesteś pod kroplówką, jak się czujesz? - Podniosłam się od razu. Mrużąc oczy, rozejrzał się dookoła, po czym zamknął oczy.
- Zmęczony... Obolały, śpiący... - Zaczął, po czym delikatnie się uśmiechnął - Ale i szczęśliwy.
- Pójdę po świeże bandaże - Rzuciłam szybko, wychodząc z pomieszczenia. Zaczęłam się przy nim czuć niezręcznie. Ciężko było ukryć cokolwiek po ostatnich wydarzeniach. Wzięłam głęboki oddech, zabierając apteczkę, a także i butelkę wody mineralnej. Weszłam ponownie do swojej sypialni, odsłaniając żaluzję, aby wpuścić nieco promieni słonecznych, otwarłam również okno, by mógł pooddychać świeżym powietrzem.
- Ile spałem?
- Kilka dni - Usiadłam obok niego, patrząc mu w oczy. Na mojej twarzy pojawił się przelotny uśmiech. Cieszyłam się, że znowu mogłam ujrzeć pełnej barwy oliwkowe oczy. Brakowało mu jeszcze blasku i iskry, która zapewne pojawi się, gdy poczuje się nieco lepiej. Podałam mu butelkę z wodą, a sama rozwiązałam bandaże z jego ciała, które nie były brudne od osocza, które co jakiś sączyło się z ran. Wszystkie dokładnie obmyłam, a fakt, że był już, świadomy sprawiał, że nie miałam już takich problemów, jak wcześniej, gdy musiałam go przytrzymać na różne sposoby. Chcąc zawiązać końcówki bandaży, nie mogłam tego uczynić, gdyż dłonie trzęsły mi się, niczym alkoholikowi, który nie pił kilka dni i jest na głodzie.
- Trzęsiesz się - Ułożył dłoń na mojej głowie.
- Nie prawda - Pociągnęłam nosem, wycierając wierzchem dłoni oczy, do których zaczęły napływać łzy.
- I płaczesz - Ton jego głosu ani odrobinę się nie zmienił. Nie był zaskoczony, nie śmiał się, po prostu mówił spokojnie. - Nie płacz, proszę.
- Nie chce, żebyś umierał Gaze - Spojrzałam na niego z rozpaczą. Nie umiałam zachować takiego spokoju jak on. - Nie umieraj więcej - Załkałam, opierając czoło o jego klatkę piersiową, która również była owinięta bandażem. - Po prostu nie umieraj, dobrze?
- Już nie będę, obiecuje, a teraz nie płacz Taiga, nie jesteś moją silną dziewczynką? - Pogłaskał mnie po włosach. Na co pokiwałam przecząco głową. To dziwne. To ja powinnam go pocieszać, że będzie dobrze, że jest zdrowy, a nie on mnie. - Nie jesteś silna, czy nie jesteś moja? - Zapytał cicho, a gdy podniosłam wzrok, widziałam podniesiony kącik ust na jego twarzy.
- Zamieszkaj ze mną - Rzuciłam, obejmując go dłońmi. - Mam miejsce, wolny pokój... Poza tym nie możesz być cały czas bezużytecznym kundlem - Ostatnie zdanie wymówiłam z przekornym uśmiechem.
Gaze?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz