czwartek, 15 marca 2018

Od Keyi

Strużka promieni słonecznych powoli okalała moją twarz. Otworzyłam oczy, natychmiast odwracając się na drugi bok unikając ponownego kontaktu ze słońcem. Naciągnęłam mocniej na plecy kołdrę we wzorze małych, rudych kotków na różowym tle i lekko się przeciągnęłam. Czułam, że moje włosy właśnie przechodzą trudny czas i są rozwalone na każdą możliwą stronę świata. Popatrzyłam na sufit, chcąc przypomnieć sobie czy przypadkiem coś mi się nie śniło. Niestety to nie spowodowało, że obrazy się pojawiły. Ostatnimi czasy w ogólnie nie mogłam zapamiętać żadnego snu. To mnie martwiło, bo jedynym źródłem frajdy ze spania były właśnie one. Uwielbiam śnić i potem kontynuować daną historię na jawie.
Przekręciłam się z powrotem w pierwotną pozycję, a stróżka światła natychmiast znów zajęła się wędrowaniem po mojej twarzy. Jęknęłam przeciągle, przyjmując pozycję siedzącą. Przeciągnęłam się raz jeszcze przy okazji ziewając. Podeszłam do okna, z którego wypełzało owe światło i mocniej naciągnęłam zasłonę torując tym samym przepływ denerwującego promienia słonecznego.
Ruszyłam do małej łazienki i wzięłam szybki prysznic. Po prysznicu przeszłam do opieki nad moimi włosami. Kiedy w końcu skończyłam je pielęgnować, zrobiłam mój standardowy makijaż i wróciłam do sypialnio-kuchnio-salonu. Pokój akademicki nie był duży, ale nie był też zbyt mały. Wszystko idealnie się mieściło nie zostawiając zbędnej powierzchni.
Na śniadanie tradycyjnie pochłonęłam jajecznicę z dwóch jajek, a do tego małego pomidorka i chleb tostowy. Po jedzeniu przyodziałam się w mundurek i zabrałam z podłogi plecak. Był w nim jedynie jeden zeszyt, który służył bardziej za przykrywkę, niż za faktyczny zbiór przekazywanych informacji.
W końcu, po codziennej porannej rutynie wyszłam z pokoju na świeże powietrze. Słońce dzisiaj zajęło całe niebo, pozwalając jedynie kilku chmurom ukazać swój wizerunek. Musiałam jednak mieć przymrożone oczy czego na prawdę bardzo nie lubiłam. Wolałam, aby to słońce pozostawało schowane.
Po drodze założyłam słuchawki i puściłam muzykę, aby wypełniła moje ciało. Prawie nigdy nie zaczynałam dnia bez posłuchania chociażby jednej piosenki. Można by powiedzieć, że to już prawie uzależnienie.
Nagle poczułam, że w coś wpadam i tracę równowagę. Był to chyba jakiś pies, bo równie szybko jak się pojawił znikł. Przeklęłam pod nosem ledwo utrzymując pozycję stojącą. Rozglądnęłam się na boki w pośpiechu sprawdzając czy aby nikt tego nie zauważył. Niestety zauważyłam jakąś postać, która wyglądała na rozbawioną. Słońce uniemożliwiało zidentyfikowanie osobnika.
- I z czego się tak cieszysz? - rzuciłam oschle, potrząsając włosami.

<Ktoś? :> >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz