poniedziałek, 12 marca 2018

Od Taigi Do Gaze

Ze szklanki stopniowo ubywało bursztynowego napoju, w którym wyczuć można było nutkę miodu, połączoną ze świeżym palonym drewnem. Pode mną, co jakiś czas przechodzili ludzie, niektórzy przechodzili bardziej pijani, inni natomiast mniej. Tuż obok mnie, rosło kilka odmian róż, w prawie wszystkich kolor. Ponownie przechyliłam szkło, krzywiąc się przy tym. Przez smak, czy może raczej przez wspomnienie? Oparłam głowę o ramiona, przymykając przy tym oczy. Nawet jeśli nie chce, to przed moimi oczami cały czas pojawia się zakrwawiona twarz młodej dziewczyny.
~*~
- Ile razy mam Ci mówić, że masz się nie wychylać?! - Warknęłam do blondynki, która od kilku tygodni była moją bronią. Poprzednia broń zerwała ze mną pakt. Nawet nie wiem, jak. Z dnia na dzień dowiedziałam się, że zostałam bez broni. Przez ponad 2 miesiące, chodziłam bez niczego, aż napatoczyła się młoda dziewczyna. Mała, niezgrabna, która przemieniała się w łuk. Tak, jak nie była irytująca, jako osoba, to jako broń, nie mogłam się z nią zgrać. Od zawsze miałam zasadę "Lepiej atakować, niż być atakowanym", natomiast dziewczyna, miałam zupełnie odwrotnie, przez co nie raz byłam w razie wyczuć opór, jaki stawiała.
- No bo... Oni... - Stała przede mną, dziobiąc swoje sznureczki od bluzy. Po raz kolejny pokrzyżowała mi wszystkie plany, robiąc po swojemu. Przyłożyłam palce do skroni, starając się nie wybuchnąć gniewem i krzykiem, co ostatecznie skończyłoby się płaczem.
- W dupie mam co myślisz, czego nie rozumiałaś, gdy mówiłam, że atakujemy ich zza rogu. Szybka i prosta akcji, to w tym do ku*rwy nędzy jest niezrozumiałe? - Zacisnęłam pięści, biorąc głęboki wdech.
~*~
Tak właśnie kończyło się większość naszych akcji. Oprócz jednej, po której nie było krzyku, przepraszania, obiecywania, że będzie inaczej. Dwa dni temu, trzymałam ją na swoich rękach i parzyłam, jak pluje krwią. Umarła na moich oczach, rękach. Gdyby tylko mnie posłuchała, to wszystko przebiegłoby pomyślnie, ale przez to, że znowu chciała pokazać swoją altruistyczną postawę, to znalazła się w kałuży krwi. Mając pewność, że nie żyje, zadzwoniłam do odpowiednich służb, zostawiając jej ciało, pod dębem. Śmierć to całkowicie normalna kolej rzeczy, po każdego z nas przyjdzie, szkoda, że po nią akurat teraz, gdybym wiedziała, to chociaż rozejrzałabym się za jakąś nową, lepszą bronią.
Przez następne dni miałam nieco wolnego od szkoły, dzięki czemu mogłam poświęcić ten czas na leżeniu w łóżku, opieką nad kwiatami, a także wędrowaniu po mieście, gdy zapadała noc. Cisza i spokój, zero latających wrzeszczących dzieci i panująca ciemność, sprawiała, że mogłam chociaż przez kilka minut oderwać się od wszystkiego i po prostu przestać myśleć. Nie rozpaczałam nad utratą broni, prawdą było, że bez niej jest ciężko, ale może od początku ten pakt, nie miał żadnego sensu.
- W przerwie obiadowej jest wolna sala. - Uniosłam wzrok, na czarnowłosego chłopaka. Nie znałam go dobrze, wiedziałam jedynie, że jest przewodniczącym klasy, a przy tym dobrym tancerzem, aczkolwiek nawet nie miałam okazji zamienić z nim, jednego czy dwóch zdań, a może nie chciałam?
- Okej, dzięki za informację - Mruknęłam, odwracając wzrok w kierunku okno, zza którego rozciągały się zielone korony drzew, tworząc piękny krajobraz.
- Mobius jestem - Mężczyzna rzucił szybko, praktycznie od razu po tym się wycofując. Podniosłam jedną brew i wydęłam usta w mały dzióbek, wciąż obserwując roślinność.
- Interesuje mnie to tak samo, jak mój kot co zdechł 10 lat temu. - Westchnęłam. Jednak nie miałam pewności, czy był w stanie to usłyszeć, gdyż krótko po tym do moich uszu doszedł dźwięk zamykanych drzwi.
Ze stołówki wzięłam lunch na wynos, który składał się z francuskiego rogalika, piersi z kurczaka, która była polana sosem czosnkowym, a do tego grillowane warzywa. Weszłam na salę, gdzie zapakowany posiłek, ułożyłam na parapecie. Włączyłam muzykę i ściągnęłam kurtkę od mundurka. Jak zawsze w takich chwilach pozwoliłam, żeby to muzyka była moim przewodnikiem. Podążyłam za nią, stawiając delikatne kroki na błyszczących panelach. Co jakiś czas spojrzałam na siebie w lustro, aby móc kontrolować ewentualne błędy. Do świata rzeczywistego wróciłam pięć minut, przed końcem przerwy i to tylko z powodu głodu, który dawał o sobie znać, wydając charakterystyczny dźwięk burczenia. Rozsiadłam się pod drabinkami, trzymając na kolanach swój posiłek, który powoli znikał.
Po zajęciach wróciłam do swojego mieszania, gdzie rzuciłam wszystko na bok, skacząc na wygodną kanapę, gdzie mogłam się rozciągnąć. Dopiero wieczorem, zdecydowałam się ruszyć, ponownie zachęcił mnie do tego pusty brzuch, a brak lodówki, nie pomagał. Narzuciłam na siebie czarną dżinsową kurtkę, wychodząc z mieszania. Za parkiem, znajdowała się niewielka knajpka, w której podawali lepsze jedzenie na wynos. Frytki z mięsem w moich dłoniach znalazły się dosłownie po 10 minutach, a pusty papier, jeszcze szybciej wylądował w koszu. Zadowolona z posiłku wyprostowałam ręce, ze szczerym uśmiechem. Kochałam jeść, zwłaszcza jeśli ktoś umiał zrobić coś dobrego i smacznego, nie zależnie od tego, czy to zdrowa sałatka z samej zieleniny, czy tłusta pizza, z podwójnym serem. Szłam przez ciemny park, dłubiąc wykałaczką w zębach, aby pozbyć się resztek przypraw, które przez wielkość, łatwo dostawały się w małe szczeliny. Chciałam podejść do kosza, ale właśnie wtedy poczułam napór, przez który musiałam cofnąć się o co najmniej dwa kroki, aby nie upaść na ziemię. Marszcząc brwi, spojrzałam przed siebie, gdzie ujrzałam dobrze zbudowanego mężczyznę. Był ode mnie wyższy o około 10 centymetrów jak nie więcej. Jego białe włosy były w zupełnym nieładzie, jakby dosłownie przed chwilą przeszło przez nie tornado. Po oczach, które ledwo co było widać, przez śnieżnobiałe kosmyki, łatwo można było zauważyć, że jest on zwyczajnie pijany. "Kolejny ćpun", była to pierwsza myśl, jaka mi przeszła przez głowę. Nawet nie warto z takimi walczyć. Wyrzuciłam wykałaczkę, omijając chłopaka, który nie kontaktował. W tym momencie zaczął mruczeć niezrozumiałe słowa, wyciągając dłoń w mym kierunku. Nim zdążyłam użyć nogi, aby go od siebie odsunąć, to złapał mnie za dłoń. Jego uścisk był silny, a dodatkowo odczuwałam znajome uczucie. Miałam wrażenie, że go znam, a raczej, że go szukałam. Zamrugałam kilka razy, jeszcze raz kierując na niego wzrok. To możliwe, że należy do zakonu Horuna? Wyrwałam się z jego uścisku i ułożyłam nogę na jego udzie. Zaczęłam energicznie nim poruszać.
- Ej ćpunie, z jakiego jesteś zakonu?! - Krzyknęłam wystarczająco głośno, aby mógł mnie usłyszeć i zrozumieć.
- Zakon... Zakon... - Mruczał, kołysząc się na wszystkie strony - Nie jestem gekon! - Oburzył się, opadając na ławkę z uśmiechem. Biała koszula odsunęła mu się, odsłaniając kawałek nagiego, ciemnego ciała. Oprócz mięśni do mych oczu dotarł również żółty, bardzo znajomy symbol. Należał on do szkoły muzycznej, zabawne, mogliśmy kiedyś się minąć.
- Ku*rwa, jak zawsze - Westchnęłam, patrząc na niego. Jeśli moje przeczucie jest właściwe, to nie powinnam go tu zostawiać... Wyjęłam telefon, chcąc zadzwonić do kogokolwiek, kto mógłby, przewieź go na izbę wytrzeźwień.
- Przykro nam, nie mamy miejsc. Niech go Pani zostawi, tam gdzie jest, rano wytrzeźwieje - Usłyszałam głos w słuchawce. Bez komentarza schowałam telefon ponownie do kieszeni. Przygryzałam dolną wargę. Przeklęłam jeszcze kilka razy pod nosem, kopiąc przy tym ławkę, a także i chłopaka, który dostawał rykoszetem.
- Dobra! Ale jeśli się mylę to, wyrzucę Cię przez okno - Wzięłam jego ramię, oplatując je wokół swojej szyi, aby łatwiej było mi go nieść. Po może 200 metrów, poczułam, jak bezczelnie łapie mnie za biust.
- Fajneeeeeee - Wymruczał, ściskając je kilka razy.
- No chyba Cię poje*bało! - Odepchnęłam go od siebie, w tym samym momencie uderzając w twarz. W efekcie zaliczył twarde lądowanie na zimnym już chodniku. Sama dotknęłam piersi, jakbym chciała się upewnić, że nic mi nie zrobił. Po kolejnych kilku minutach rozterki postanowiłam dać mu jeszcze jedną szansę. Chłopak tym razem zachowywał się grzecznie, gdyż nawet się nie odzywał. Rzuciłam go na kanapę, biorąc głęboki oddech. - Taiga, jesteś głupia - Powiedziałam sama do siebie, idąc do swojej sypialni.
Rano, jak zawsze wstawiłam wodę na kawę i weszłam do łazienki, gdzie zimna woda rozluźniła moje mięśnie. Wyszłam w jasnej bieliźnie z koronką, która jak zawsze była obecna pod właściwymi ubraniami.
- Wo! - Odwróciłam głowę w stronę dziwnego dźwięku. No tak, białowłosy wciąż był na mojej kanapie.
- Nie martw się, zawsze się zabezpieczam - Uśmiechnęłam się pod nosem, zakładając białą koszulę.
- Zabezpieczenia... A miód też lubisz lizać przez słoik? - Podniósł jedną brew. Uhu, typ imprezowicza mi się trafił. W sumie ciekawiej mieć taką broń, niż małą dziewczynkę, która siedzi zamknięta w czterech ścianach.
- Lubię się bzykać z trzeźwymi - Odpowiedziałam obojętnie, zapinając koszulę. - Jesteś z zakonu Horuna? Jeśli nie to nawet nie odpowiadaj, tylko wyłóż kasę na stół za wynajęcie kanapy i wypierdal*aj - Dodałam, zanim zdążył mi odpowiedzieć, siadając w fotelu z kubkiem gorącej i świeżej kawy.

Gaze?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz